32 358-66-12
teraz gra:-
Egida
Zobacz ramówkę

Aksamitne rewolwery oraz pistolety i kwiatki, czyli top5 płyt z udziałem Slasha

Po wtorkowym koncercie Slasha, w łódzkiej Atlas Arenie opadł już dawno kurz. Wielu fanów kudłatego gitarzysty dalej jednak zastanawia się w jaki sposób najlepiej wyleczyć to denerwujące zjawisko jakim jest "pokoncertowy kac". My mamy dla nich jedną poradę. Mianowicie, jak mawia jedno słynne ludowe przysłowie - "czym się strułeś, tym się lecz". Przed Wami zestawienie pięciu najlepszych płyt, na których w roli głównej usłyszeć możemy Slasha!

5. Slash ft. Myles Kennedy & The Conspirators - Apocalyptic Love

Nasze zestawienie otwiera debiutancki album projektu, z którym ikoniczny gitarzysta obecnie koncertuje. Na płycie znajdziemy praktycznie wszystko czego oczekiwać można po Slashowym graniu. Kilka mocniejszych kawałków (Halo, czy chociażby singlowy You're a Lie), trochę rockowych ballad (Far and Away), no i oczywiście charakterystyczne dla Slasha solówki. Wszystko to dopełnia jeszcze bardzo dobra sekcja rytmiczna, czyli Todd Kerns na basie, oraz Brent Fitz na perkusji. I jedyne co tutaj mi nie pasuje, to Myles Kennedy, który swoją wokalną manierą potrafi czasami zmarnować dobre zapowiadające się podłoże instrumentalne. Kudłatemu gitarzyście najwidoczniej jednak dobrze współpracuje się z wokalistą Alter Bridge, ponieważ w zeszłym roku wydali już trzecią płytę ze swoim wspólnym materiałem.

                                             

4. Slash - Slash

Pierwsza, solowa płyta Slasha to projekt dość interesujący. Gitarzysta postanowił bowiem pościągać większość swoich kumpli z przemysłu muzycznego i z praktycznie każdym nagrać jakiś utwór. Mamy więc na płycie między innymi Ozzy'ego Osbourne'a, Lemmy'ego Kilmistera, Iggy'ego Popa, ale także takie jednostki jak Adam Levine, czy chociażby Fergie. Po powyższym zdaniu domyślacie się już pewnie jaki jest największy problem tego nagrania... Dokładnie, nierówność materiału, która aż bije i razi po uszach. (I o dziwo nie chodzi mi tutaj o Fergie! Ona akurat zaprezentowała się na płycie w bardzo dobry sposób i pokazała rockowego pazura!) Z jednej strony mamy genialne Crucify the Dead z Ozzem na wokalu, a z drugiej strony cukierkowo-popowe Gotten z wokalistą Maroon 5. Z jednej strony mamy lekko zalatujące grungem Promise z Chrisem Cornellem, a z drugiej atakuje nas Rocco Delluca w Saint Is a Sinner Too, które okazuję się kompletnie nieudanym potworkiem indie-rockowy. Tak więc panie Slashu, jeśli pan to czyta - fajny pomysł, ale następnym razem prosimy o większą spójność zarówno w kwestii brzmień, jak i w kwestii jakościowej materiału!

                                          

3. Guns N'Roses - Use Your Illusion I

Jedni spytają pewnie: Dlaczego UYI znalazło się tak wysoko? Po pierwsze - legendarne już November Rain, po drugie - niesamowicie bujający Garden Of Eden i po trzecie - Izzy Stradlin, którego w końcu usłyszeć mogliśmy w kilku piosenkach w roli głównego wokalisty. Drudzy spytają natomiast: Dlaczego UYI znalazło się tak nisko?! Po pierwsze - zamulające You Ain't The First, po drugie - monotonne Back Off Bitch i po trzecie- Bad Apples, który wydaję się być utworem wciśniętym na siłę, by zapełnić na płycie kolejne cztery minuty. Tak czy siak, pierwsza część Use Your Illusion otwiera slashowe podium.

                                         

2. Velvet Revolver - Contraband

Muzycy Guns N'Roses i wokalista Stone Temple Pilots w jednym wspólnym projekcie? Przyznać trzeba, że projekt od samego początku zapowiadał się interesująco i nie dziwne, że osiągnął niesamowity sukces. Velveci w pewnym momencie swojej kariery wyprzedawali większe hale aniżeli ówczesne wcielenie Guns N' Roses i kto wie jak dalej potoczyłyby się losy grupy gdyby nie nałóg Scotta Weilanda. Uzależnienie wokalisty od przeróżnych podejrzanych substancji doprowadziło bowiem najpierw do rozpadu kapeli (2008 rok), a następnie do śmierci muzyka podczas jego solowej trasy (2015 rok).

                                      

1. Guns N'Roses - Apettite for Destruction

Ktokolwiek spodziewał się czegoś innego na pierwszym miejscu? (xD) Apettite for Destruction to album, który śmiało nazwać prawdziwym opius magnum zarówno Saula Hudsona, jak i całego Guns N'Roses. Płyta dzięki której Gunsi wypłynęli na szersze wody i która już chyba na zawsze pozostanie największym osiągnięciem kapeli. Nie ma co się dziwić, ponieważ wszystkie z dwunastu piosenek umieszczonych na płycie to cholerne arcydzieła muzyki rockowej. Ode mnie mocne 12/10 i oczywiście znak jakości.

                                       

Uniwersytet Śląski w Katowicach
Telewizja Internetowa Uniwersytetu Śląskiego
Suplement+

Radio Chat

    Napisz wiadomość