32 358-66-12
teraz gra:-
Egida
Zobacz ramówkę

Najlepiej czyta mi się w pociągach

Laura Janoszek zaprasza do przeczytania felietonu dotyczący stanu czytelnictwa w Polsce i jej zdrowia psychicznego





    Ciągle słyszy się, że Polacy nie czytają książek. Ani czasopism. Ani anglojęzycznych, często kompromitujących napisów na koszulkach, które kupują w  tanich sieciówkach. Ani nawet zasad promocji w Biedronce, co często okazuje się przyczyną zaciętej kłótni ze studiującą paragon zestresowaną kasjerką (wniosek nasuwa się sam - kasjerek te statystyki nie dotyczą na pewno). Ale mówiąc poważnie, nie wiem jak to jest z tymi Polakami. Może czytają, może nie czytają – wszystko mi jedno, bo nie należę do tzw. propagatorów czytelnictwa, ale za to należę do ludzi, którzy dość regularnie podróżują pociągiem. I na tej podstawie, empirycznie, mogłabym wysnuć teorię, że Polska to najbardziej oczytany kraj świata. No, przynajmniej w pociągach. Poza tym, to najlepiej czyta mi się w pociągach.

    Niedziela, wyjątkowo upalna końcówka września, godzina trzynasta. Wsiadam do pociągu InterCity. Trasa: Poznań-Katowice. Na zbieranie materiału źródłowego mam co najmniej kilka godzin. Swoją wyczekaną przygodę czytelniczą zaczynam w  sposób niespodziewany, bo nie od jednej z przygotowanej wcześniej lektur, a za sprawą zetknięcia się z napisem na koszulce pewnej tęgiej babeczki w wieku wczesnostarczym. Miłośniczka t-shirtów z Sinsaya za dychę bez skrępowania siada na dwóch miejscach przede mną i prostuje dumnie pierś. Wystarczająco zachęcona  - czytam: never make this same mistake twice (unless he’s hot). Nie ważne. Czytam. Tym razem już swoje, mam reportaż o Wyspach Owczych. Rekomendował Mariusz Szczygieł.

Dwie stacje jedziemy same, ja i tęga baba, w milczeniu. Tęga baba nie jest typem pociągowej czytelniczki, ale dość szybko prezentuje szeroki wachlarz swoich dalekowschodnich zainteresowań. Układa etui na okulary, purpurową szminkę i mały kalendarz na pociągowej półce w sposób, którego pozazdrościliby jej chińscy specjaliści od feng shui. Następnie bierze się za bilet, studiuje go nieśpiesznie (może jednak jest typem czytelniczki?), a następnie składa na pół. I na cztery. I na osiem. I od nowa, potem w inną stronę. Ja pierdolę, origami. Kończy medytacją. Patrzy tępym wzrokiem w okno i kontempluje sens istnienia. Wracam do książki. Strona trzecia. Po chwili przeszkadza mi chrapanie.

    Kolejna stacja, kolejni pasażerowie. Tym razem wsiada nastolatka, ubrana po nastoletniemu. Jej wzrok spotyka się z napisem na koszulce tęgiej baby, więc śmieje się cicho (anglistka jedna!), może z domieszką szydery, nie wiem, ale potem grzecznie siada. Wyjmuje telefon i, ku mojemu zdziwieniu, jakieś opasłe tomisko. To „Lalka” Prusa. Pewnie do szkoły, do matury, myślę sobie. W końcu późny wrzesień mamy. Co chwilę podmienia jedno z drugim. Książkę z telefonem, chyba co zdanie. Nie nadążam i zastanawia mnie to. Kłóci się z koleżanką na messangerze, czy Łęcka była dziwką? A co jeśli obejmuje w tej dyskusji daleki maturzystom, feministyczny punkt widzenia i zacięcie tłumaczy jej, że nie? Ostatecznie wyciąga i przegląda gazetkę Rossmana, tą taką, co ją dają do zakupów. Wszystko wskazuje na to, że czasopisma w Polsce mają się dobrze. Stereotypy maturalne chyba też, skoro w ogóle przyszły mi do głowy takie bzdury. Czytam pół strony i uświadamiam sobie, że w sumie to współczuję dziewczynie tej matury, stresów. Kiedyś w pociągu, miesiąc albo dwa przed swoją maturą, przeczytałam całe „Przedwiośnie” Żeromskiego. Z dwojga złego, mając wówczas taką możliwość, też chętnie poratowałabym się gazetką Rossmana. Mają tam czasem spoko felietony, no i można dorysować wąsy Agacie Młynarskiej. Przynajmniej w niektórych wydaniach.

    Mnogości wrażeń dotyczących pociągowego czytelnictwa dostarcza mi krótka przechadzka po wagonie w kierunku toalety. Bezwstydnie zerkam do przedziałów. Widzę, że czytają głównie panie po czterdziestce i studentki. Te pierwsze: obyczajówki i kryminały Mroza, drugie kserówki z neurobiologii. Panowie kartkują Dziennik Zachodni, ambitniejsi: Wyborczą, proletariat wybiera Fakt, damska część magazyn Party!. Lżejsza o pół kilo płynów wracam do przedziału. Skład prezentuje się następująco: tęga baba i odór jej potu, nastolatka zaczytana w dziale PSYCHOLOGIA gazetki Rossmann, ktoś nowy i ja (ale ja tylko trochę, bo stoję w progu i nie wiadomo, czy w tej sytuacji wliczam się do składu grupy). Łysy koleś, który dosiadł się przed chwilą (czyli to ten tajemniczy „nowy”, tak) bez cienia wstydu otwiera piwo marki Żubr. Przyszły Bukowski, psia mać. Próbuje poczęstować nastolatkę. Ta, widocznie chcąc odciąć się od plebejstwa, ponownie wyciąga Lalkę. Czyta, tym razem bez przerw na telefon. Siedzi dumnie, oddzielona od hołoty magiczną mocą literatury.

    Na ostatniej prostej, w Strzelcach Opolskich, do naszej gromadki dosiada się ostatnia osoba. Zadbana babeczka, trochę przed trzydziestką. Na oko świeżo po studiach polonistycznych, ze specjalizacji nauczycielskiej. Takie poznaję od razu, po apaszce. Widocznie jest zwolenniczką nowych technologii, bo wyciąga czytnik. Siedzi pomiędzy mną, a smakoszem najtańszych browarów koncernowych, raczącym się już trzecią porcją płynnego złota, i rozpyla przyjemny zapach kwiatowych perfum. Mimowolnie, kątem oka, spoglądam na tekst, który wyświetla. Bronka Nowicka i nakarmić kamień, czyli Nike 2017. Kto czytał, ten wie i z pewnością zrozumie moje szaleństwo. Wysiadam w Gliwicach. Na bronka, a może i żubra nawet.

    Mogło być gorzej, myślę. Przynajmniej nie byłam skazana na kogoś, kto przez całą podróż rozmawiałby przez telefon i krzykiem pomstowałby na znikający zasięg, który przecież w jadącym przez peryferia pociągu jest, rzecz jasna, czymś niedającym się przewidzieć. Ta myśl trochę mnie podbudowuje. Dochodzę do wniosku, że Polacy czytają, ale niekoniecznie książki, a jeśli już, to w ogóle niewiele. „Swoją” książkę trzymam w ręku, licząc chyba, że z Gliwic do Katowic przefrunę chyba dzięki swojemu poczuciu wyższości i magicznej mocy literatury. Patrzę na wprowadzoną między strony zakładkę. Dwanaście na dwieście trzydzieści osiem. Czy mówiłam już, że najlepiej czyta mi się w pociągach?

Laura Janoszek

Uniwersytet Śląski w Katowicach
Telewizja Internetowa Uniwersytetu Śląskiego
Suplement+

Radio Chat

    Napisz wiadomość