32 358-66-12
teraz gra:-
Egida
Zobacz ramówkę

Jak zwiedzić Islandię (w trzech albumach)

Tekst: Szymon Różyc 


Korekta: AS


Jest coś specyficznie kuszącego w perspektywie ucieczki na północ. Czy to dla uroczych szwedzkich jezior, systemu telefonicznego i majestatycznego łosia jak w debiutanckim filmie Pythonów, czy też dla imponujących norweskich lasów pełnych hasających black metalowców w trakcie sesji zdjęciowej, którzy zgubili drogę i od trzech dni nie widzieli choćby jednego promienia słońca.

 
Jednak miejsce, które być może najbardziej wybija się z całego skandynawskiego krajobrazu (zapewne z powodów geograficznych) to wysunięta na zachód wyspa o populacji Katowic oraz fragmentu Zabrza (czy jakiegokolwiek innego miasta Metropolii Śląskiej). Jest to jeden z najszczęśliwszych krajów, którego co ciekawe największą mniejszość stanowią Polacy. Mowa tu o Islandii i choć tekst ten może brzmieć jak poradnik turystyczny, nie jest nim choćby z racji braku sensu takiego tekstu w dobie światowej pandemii. Istnieje jednak sposób, żeby zwiedzić Islandię bez wychodzenia z domu. Wystarczy zasłonić okna, zapalić małe lampki, ubrać wełniany sweter oraz wziąć kubek świeżo zagotowanej herbaty (nie polecam tego w naprawdę ciepłe dni), a przede wszystkim włączyć trzy najważniejsze albumy czołowego islandzkiego zespołu Sigur Rós, zamknąć oczy i poczuć to miejsce poprzez ich muzykę.

Zacznijmy od przełomowego i w postrockowych kręgach legendarnego albumu z 1999 roku Ágætis byrjun. Jeżeli zastanawialiście się, po co nam sweter i herbata to oto jest odpowiedź na to pytanie. Tak brzmi drewniana chata w środku nocy z płatkami śniegu swobodnie spadającymi za oknem, z którego odbija się światło płomieni wesoło tańczących wewnątrz kominka. Sam album jest przygodą rozpoczynającą się od uspokajającego i relaksującego „Svefn-g-englar” z zapadającym w pamięć refrenem będącym dźwiękiem, którym Islandczycy uspokajają niemowlęta. Po nim możemy usłyszeć jedną z najpiękniejszych skrzypcowych kompozycji w historii muzyki, jaką jest „Starálfur”. Środek albumu sprowadza nas w melancholijne nuty poprzez jeden z najsmutniejszych utworów na Ziemi, czyli „Ný batterí”. Po to, żeby wrócić w piękne, romantyczne oraz wesołe rejony, którymi raczy nas do końca podróży, w trakcie lotu wzdłuż lodowców w zakończeniu „Viðrar vel til loftárása”, czy fragmencie islandzkiego folkloru w drugiej połowie „Olsen Olsen”. Po tej podróży czas wstać z fotela, wyjść z chaty i stanąć oko w oko z surowym pięknem skandynawskiej wyspy w nienazwanym albumie ( ) z 2002 roku. Tym razem ciepło swetra, koca i herbaty zamienimy na zimne zielone krajobrazy, twarde skały oraz czarne wulkaniczne góry. Przeżycie to nie będzie już takie łatwe, lecz w dalszym ciągu dające poczucie spełnienia i obcowania z czymś wyjątkowym. Składający się z ośmiu utworów album oferuje nam dwie różniące się nastrojem połowy: „lekką i optymistyczną” w takich piosenkach jak „Samskeyti”, czy „Njósnavélin” oraz „melancholijną i bardziej bawiącą się emocjami słuchacza” z wieńczącym album wybuchowym „Popplagið”. Nie obiecuję wam, że zakochacie się w tym albumie, a jeżeli już to nie od razu. Jednak na pewno znajdziecie po nim większą osłodę w pochodzącym z 2005 roku Takk… Bo Islandia to także magia, dom małych elfów oraz wiary w nie, zakorzenionej w najbardziej ciepłych wspomnieniach dzieciństwa. I tym jest ten album, wędrówką przez niewinne i radosne wczesne lata naszego życia, zachwytu nad wszystkim, co dane jest nam doświadczyć. Budowanie napięcia i eksplozja w otwierającej „Glósóli”, niepoprawnie optymistyczna „Hoppípolla”, czy urocze „Sé lest”. Oczywiście w ramach kontrastu znajdziemy też dramatyczny „Sæglópur”, czy przejmujący „Andvari”. Jednak ostatecznie pozostajemy pożegnani z wybuchającym „Svo hljótt”, uspokajającym „Heysátan”  i poczuciem jednoczesnej podróży w przeszłość, jak i w magiczne rejony islandzkiej wyspy.

Każdy album kończy się ciszą, podczas której trzeba otworzyć oczy i wrócić do szarej rzeczywistości. I choć za oknem dalej mamy tą samą covidową Polskę, w której fizycznie tkwimy, głową właśnie wróciliśmy z kompletnie innego kraju, wręcz kompletnie innego świata. A jeżeli te albumy nie sprawią, że zwiedzicie Islandię z wnętrz własnych domów? Cóż, zawsze pozostaje dokument Heima o trasie Sigur Rós na ich ojczystej islandzkiej ziemi. W sumie można było od razu obejrzeć ten dokument…
 
Uniwersytet Śląski w Katowicach
Telewizja Internetowa Uniwersytetu Śląskiego
Suplement+

Radio Chat

    Napisz wiadomość