Kamil Siemaszko: pasja, determinacja i zdrowy styl życia – rozmowa z czterokrotnym Mistrzem Polski w Muay Thai.
Nasz redaktor Jan Wlekliński porozmawiał z Kamilem Siemaszko - czterokrotnym Mistrzem Polski w Muay Thai. Wywiad został przeprowadzony 17 czerwca bieżącego roku. Zapraszamy do lektury (redakcja).
Jan Wlekliński (JW): Znajdujemy się w Poznaniu, a gościem Radia Egida jest Kamil Siemaszko - czterokrotny mistrz Polski i multimedalista w muay thai. Dzień dobry.
Kamil Siemaszko (KS): Dzień dobry. Witam wszystkich słuchaczy.
JW: Jakbyś mógł wyjaśnić w kilku słowach na czym polega muay thai?
KS: Tajski boks jak sama nazwa wskazuje pochodzi z Tajlandii. Jest to sport, który wyodrębnił się ze sztuki walki wręcz militarnej. Dozwolone są kopnięcia, uderzenia kolanami, uderzenia bokserskie, łokciami, a także walka w klinczu. Ciosy wykonuje się z pełną siłą i tylko takie są punktowane. Walki toczą się na ringu, obecnie również w klatce w niektórych federacjach, bądź na galach, gdzie są walki stójkowe, jak i MMA.
JW: Opowiedz jak zaczęła się twoja przygoda z tajskim boksem. Z czego to wynikało? Z chęci uprawiania innego sportu niż popularna u nas piłka nożna?
KS: Sporty walki zacząłem trenować już jako dziesięciolatek. Wtedy to było taekwondo indyjskie, które trenowałem dość zawodniczo. Jakieś sukcesy w nim osiągnąłem, jeździłem na zawody krajowe i zagraniczne, ale później miałem przerwę, jeżeli chodzi o takie trenowanie zawodnicze. Trenowałem boks, krav magę, próbowałem takich rzeczy. Natomiast jak miałem 26 lat to zacząłem trenować tajski boks już z zamysłem, że zacznę to robić zawodniczo. No i okazało się, że to jest moja droga życiowa, pracuję jako trener, ale jestem cały czas czynnym zawodnikiem.
JW: Powiedziałeś, że trenujesz innych. Jak to wygląda? Jaki jesteś dla swoich podopiecznych?
KS: Staram się być wyrozumiały, aczkolwiek staram się zwracać uwagę na techniczne aspekty sportu. Co zresztą jest bardzo fajne, że sporty walki spopularyzowały się w ostatnich latach, tego dotyczy się również tajskiego boksu. Staram się, żeby zawodnik zrozumiał technikę jej wykonania i na tym opierali swój trening, żeby wiedzieć, skąd brały się konkretne rozwiązania i żeby móc to wprowadzić w życie.
JW: Jak wspominasz swoją pierwszą walkę?
KS: Pierwszą walkę, jeżeli chodzi o tajski boks? To była walka na gali, wydarzeniu, które sam organizowałem na Freedom Fighters w Poznaniu. Walczyłem tam ze znajomym na zasadach amatorskich. Chociaż była to bardziej walka K-1, z tego, co pamiętam, nie używaliśmy łokci do walki, bardziej kickbokserską formą. Było to ekstremalne doświadczenie w jakiś sposób, dużo adrenaliny. Walkę wygrałem, z emocji dużo z tej walki nie pamiętam. Nawet teraz, jeżeli walczę z samoświadomością, to adrenalina jest tak duża, że nie zawsze pamięta się przebiegu walki.
JW: Na czym polega Freedom Fighters?
KS: Freedom Fighters to inicjatywa sportowa Rozbratu, czyli poznańskiego squatu, naszej sekcji anarchistycznej. Jeżeli chodzi o ligi, to są to coroczne wydarzenia sportowe, na których są walki K-1, muay thai, bokserskie, brazylijskie jiu-jitsu, MMA. Natomiast też tam prowadzę treningi w klubie, który prowadzimy na squacie. Mamy salę sportową, która funkcjonuje ponad dekadę, tak naprawdę kilkanaście lat. Treningi są prowadzone nie tylko w tajskim boksie, ale mamy też boks, cross fit, yoga, sambę, dance. Wszystkie zajęcia są za darmo. Klub jest prowadzony przez wszystkich uczestników, uczestniczki, osoby, które przychodzą na treningi, biorą w nich udział, działają w życiu klubu, jeżeli chodzi np. o remonty czy o przygotowanie naszej „firmowej” imprezy. Szesnasta edycja odbędzie się 22-23.06.2024.
JW: Przygotowując się do wywiadu dowiedziałem się, że brałeś udział w walce boksu birmańskiego, czyli takiego nie do końca dla amatorów. Możesz wyjaśnić na czym polega?
KS: Boks birmański jak jego nazwa wskazuje, pochodzi z Birmy. Jest to taka rozbudowana forma walki. Nie używa się rękawic, można uderzać głową, na rękach można używać owijek, przez co łatwiej o nokaut. Natomiast jeżeli chodzi o zasady, to nie da się wygrać na punkty, można wygrać tylko nokautem. Takie są różnice między muay thai a boksem birmańskim.
JW: Jakie masz porady dla osób zaczynających swoją przygodę z muay thai?
KS: Przede wszystkim nie uważać, że łatwo wszystko przyjdzie. Wiele osób zaczyna przygodę ze sportem walki, dowiadując się, że nie polega to, kolokwialnie mówiąc, na naparzeniu się po mordach. Jest to system bardzo angażujący. Angażuje się całe ciało, wymaga dużo koordynacji, poczucia balansu, dużej koordynacji, przygotowania kondycyjnego, fizycznego, które umożliwia startowanie. Także nie można się nastawić, że wszystko się uda w bardzo krótkim czasie. Można mieć talent, ale w dużej mierze zależy to od mozolnej pracy i bardzo dużej cierpliwości.
JW: Pomijając aspekty czysto sportowe, jesteś weganinem, wcześniej wegetarianinem. Co cię do tego skłoniło? Czy miałeś chwilę zawahania się w tych dietach, czy wszystko przyszło łatwo?
KS: Raczej to wynikało z moich przemyśleń na temat tego, jak pozyskiwane jest jedzenie, z jakimi kosztami społecznymi, ekologicznymi się to wiążę. Bo kwestią było przyzwyczajenie się, wyrobienie odpowiednich nawyków i tyle.
JW: W takim razie twoje ulubione vege-jedzenie to?
KS: Pizza.
JW: Oprócz bycia weganinem od ponad 20 lat jesteś abstynentem. Z czego to wynikało z bycia lepszym sportowcem, człowiekiem czy jakieś inne względy?
KS: Tak naprawdę jedno i drugie, bo jako nastolatek nadużywałem alkoholu. Jako 18-latek stwierdziłem, że z pomocą mojej ówczesnej dziewczyny i moich rodziców zapisałem się na terapię i spróbujemy w taki sposób. Uważam, że była to moja najważniejsza decyzja życiowa. Pozwoliło się otworzyć, dojrzeć i ułożyć życie tak jak teraz wygląda. Abstynencja staje się modna, z drugiej strony statystyki pokazują, że alkohol w Polsce jest pity coraz więcej, jest dostępny wszędzie, jest to problem społeczny, który generuje olbrzymie koszty. Myślę, że w poczuciu społecznym jest on bagatelizowany, a jednocześnie jest on powodem tragedii ludzkich, złamanych żyć dosłownie i w przenośni. Uważam, że to była dobra decyzja i utrzymywać ją w mocy.
JW: Jak wygląda twoje podejścia do tzw. zerówek, bezalkoholowych win itp.?
KS: Nie jest to może jednoznaczne, bo zdarza mi się wypić piwo 0%, ale dla osób zaczynających trzeźwieć, zaczynających terapię, nie jest to najlepsze rozwiązanie, ponieważ za bardzo przypomina w smaku alkohol. Jest ta sama butelka, podobna etykieta, smak podobny i specjaliści mówią, że osobom trzeźwiejącym szczególnie w pierwszym etapie, żeby z tych produktów nie korzystać. Natomiast jest jeszcze jeden aspekt, że oczywiście jest to wybieg producentów alkoholu, żeby promować swoje produkty, które mają alkohol. Etykieta, butelka jest taka sama i łatwo to skojarzyć z alkoholem i na pewno jest to problematyczne.
JW: Wróćmy do tajskiego boksu. Walki bokserskie są ogłaszane na kilka miesięcy przed walką jak to wygląda w muay thai?
KS: Kiedyś starano się jak najszybciej, teraz jak walki są dogadane z obydwoma zawodnikami to promotorzy mają plan strategiczny marketingowy oraz strategiczny na to i nie rzucają się, żeby jak najszybciej to ogłosić. Teraz jak mam walkę w sierpniu to nie mogę za dużo o niej mówić, natomiast niedługo zostanie ogłoszona. (Walkę ogłoszono po naszym wywiadzie). Ostatnią walkę ogłosili około 1,5 miesiąca przed walką.
JW: Który turniej, walka zapadły ci najbardziej w pamięć?
KS: Trudno powiedzieć. Stoczyłem 42 walki, z czego 12 zawodowych. Zazwyczaj wszystko szło po mojej myśli, chociaż miałem 2 walki po ciężkiej grypie i tam był remis oraz porażka. Na pewno te walki pamiętam, ale nie dobrze je wspominam. Walka, która poszła zgodnie z planem, idealnie to walka na ostatniej gali One-Punch 05.04., gdzie byliśmy dobrze przygotowani, ja byłem przygotowany kondycyjnie, fizycznie i psychicznie, ścięcie wagi poszło dobrze. Nie było tam nokautu technicznego tylko sędzia przerwał walkę na kilka sekund przed końcem 1 rundy na moją korzyść.
JW: Jak wygląda podejście do tajskiego boksu w Tajlandii, a jak w Polsce?
KS: Tam trenują ludzie, którzy są zawodnikami. Nie wszyscy walczą tak bardzo długo, jak inni. Trenowanie jest bardziej monotonne, dłuższe, takie same. Tym bardziej dla osób są tak zafascynowane to takie podejście może być rozczarowujące, ale przynosi efekty. Dla Tajów jest to narodowy sport, wiodą prym. Te metody na najwyższym poziomie zaczynają się zmieniać. Patrzą na to jak nauka podchodzi do treningu sportowego. Widać to po ich rekordach, że dwudziestoparoletni sportowiec ma na koncie więcej niż 100-200 walk stoczonych. Te rekordy są mniejsze, a mimo tego ten poziom jest coraz bardziej wysoki. Chociaż złota era muay thai przypadła na lata 80./90. ubiegłego wieku. Wtedy zawodników było więcej, konkurencja była ogromna, a sam sport wyglądał inaczej, był bardziej wyrafinowany.
JW: Czy jest coś, co na koniec chciałbyś powiedzieć słuchaczom Radia Egida?
KS: Trenujcie sporty walki. Sport jest po to, aby dbać o zdrowie. W zdrowym ciele zdrowy duch. Róbcie to dla siebie!
Autor: Jan Wlekliński
Autor: Jan Wlekliński