Euro nie dla polaków. Niedosyt, bo było naprawdę dobrze.
Tekst: Rafał Zając
Korekta: Łukasz Zadworny
Sytuacja przed ostatnim meczem eliminacyjnym do Mistrzostw Europy do lat 21 była prosta. Izrael, czyli drużyna z którą Polacy walczą o baraże, gra swój ostatni mecz z San Marino i jak bardzo nie będziemy stać przy tezie, że w futbolu wszystko jest możliwe, to my mieliśmy zdecydowanie cięższych rywali - Niemców.
Korekta: Łukasz Zadworny
Sytuacja przed ostatnim meczem eliminacyjnym do Mistrzostw Europy do lat 21 była prosta. Izrael, czyli drużyna z którą Polacy walczą o baraże, gra swój ostatni mecz z San Marino i jak bardzo nie będziemy stać przy tezie, że w futbolu wszystko jest możliwe, to my mieliśmy zdecydowanie cięższych rywali - Niemców.
Mecze z Niemcami zawsze są ekscytujące, a w dniu meczowym polski kibic z niecierpliwością odlicza czas do pierwszego gwizdka, aby po 90 minutach meczu przytoczyć ze wzdychnięciem popularną sentencję “niby człowiek wiedzioł, ale się łudził”. Jednak patrząc na ostatnie wyniki reprezentacji Polski z naszym zachodnim sąsiadem, my Polacy niekoniecznie mamy się czego wstydzić. Tradycyjnie już - przytaczając mecz z 2014, kiedy po raz pierwszy w historii wygraliśmy po golach Milika i Mili, kończąc na Mistrzostwach Europy w 2016. Wtedy padł wynik 0:0 ale trochę więcej skuteczności i spokojnie Polacy mogliby z tego meczu wyjść zwycięsko. W międzyczasie był oczywiście rewanż za porażkę 2:0, gdzie we Frankfurcie przegraliśmy 3:1, aczkolwiek wynik jest zdecydowanie gorszy, niż gra którą Polacy prezentowali wtedy na murawie. Do historycznych spotkań z Niemcami przejdzie również mecz kadry U21 Macieja Stolarczyka, która w listopadzie 2021 po 15 minutach prowadziła już 3:0 na wyjeździe. Ostatecznie Polacy w tych samych eliminacjach wygrali z Niemcami 4:0.
Izrael startuje z lepszej pozycji
Zatem, skoro kilka miesięcy temu udało się wygrać, to dlaczego nie miałaby udać się ta sama sztuka w sytuacji, gdzie potrzebujemy zwycięstwa, aby w barażach powalczyć o Mistrzostwa Europy? Przed spotkaniem mieliśmy dwa punkty więcej, niż trzeci w tabeli Izrael. Haczyk polega jednak na tym, że ostatni mecz Izraelczycy grali u siebie z San Marino a my z liderem grupy, Niemcami. Nie zepsuję chyba nikomu specjalnie zabawy, jeśli już teraz napomknę, że San Marino nie zdołało podwyższyć swojego dorobku w ostatnim meczu eliminacji (który jak na San Marino w tych eliminacjach jest całkiem przyzwoity, bowiem wynosi jeden punkt). Po bramkach Berkovitsa i Podgoreanu, Izrael z 19 punktami wygodnie rozsiadł się na drugim miejscu. Komfort w zajmowaniu tego miejsca dawał im fakt, że mimo posiadania zaledwie jednego punktu nad Polakami, to nawet w przypadku naszego remisu z Niemcami, to i tak to Izraelczycy dostaną prawo gry w barażach. Wszystko dzięki wynikom bezpośrednich spotkań - remis oraz porażka na niekorzyść Polaków we wrześniu ubiegłego roku.
Dodatkowe wzmocnienia od Michniewicza
Sytuacja w tabeli Polaków była zatem ciężka. Oczywiście, już raz wygraliśmy w tych eliminacjach z Niemcami, i to na wyjeździe - i nawet wywieźliśmy wynik ponad stan, bo 4:0 z Niemcami to nie lada wynik. Ale to wciąż lider tabeli. To wciąż Niemcy. Niemcy, którzy w listopadzie być może nie docenili Polaków a teraz przyjechali do Łodzi z wyciągniętymi wnioskami, z myślą, aby drugi raz nie popełnić tego samego błędu. Wszyscy zdawali sobie z powagi sytuacji, zatem mówiono o wzmocnieniach personalnych w postaci przesunięcia kilku piłkarzy do drużyny młodzieżowej. Kilku z nich otrzymało powołanie do seniorskiej reprezentacji, która w tym samym momencie, co drużyna U21, bierze udział w maratonie Ligi Narodów. Ostatecznie po rozmowach na linii Michniewicz-Stolarczyk, zdecydowano, że kadrę młodzieżową wzmocnią Sebastian Walukiewicz oraz Jakub Kiwior. Decyzję tę, uznałem jako słuszną w 50%, bo brakowało mi jeszcze dwóch nazwisk - Zalewski i Kamiński. Część z czytających może podnieść teraz argument, że aktualnie są to zawodnicy pierwszej reprezentacji, szczególnie świeżo upieczony mistrz Polski, Jakub Kamiński, który ma bardzo dobre wejście w reprezentację, strzelając gola z Walią. Też tak uważam, ponadto z chęcią częściej na lewej flance boiska widziałbym Nicolę Zalewskiego niż Tymoteusza Puchacza. Zgadzam się z argumentem, że ta dwójka, wciąż bardzo młodych piłkarzy stanowi o przyszłości reprezentacji i już teraz trzeba dawać im regularnie szanse i nastrajać ich mentalnie, że są przyszłością tej drużyny. Ale to może poczekać. Kilka dni, czy jedno czy dwa zgrupowania w kadrze młodzieżowej, zamiast w dorosłej reprezentacji, w ich sytuacji nic by nie zmieniło. OK, musiałbym oglądać na 100% Puchacza w następnym meczu reprezentacji, ale byłaby to cena, jaką mógłbym zapłacić w momencie, kiedy wiem, że zostały wystawione najcięższe działa na mecz z Niemcami. Na mecz o takim znaczeniu i wadze, wszak chodzi tu o walkę o Mistrzostwo Europy. To nie było zwykłe spotkanie eliminacyjne z Łotwą czy San Marino. Na ten moment, dla mnie ważniejszy jest awans na turniej rangi mistrzowskiej, nawet młodzieżowy, niż następny mecz z Belgią w Lidze Narodów, z którą według wielu predykcji, w tym mojej osobistej, czeka nas ciężka przeprawa, praktycznie niemożliwa.
Niesamowity Moukoko
Ostatecznie kadra młodzieżowa nie została wzmocniona w takim stopniu, w jakim bym oczekiwał. Niestety, ale nie można się załamywać, trzeba walczyć. I to chłopaki robili od 18:00, 7 czerwca 2022r. w Łodzi w meczu z Niemcami. Naprzeciw naszym obrońcom stanął m.in. Youssoufa Moukoko, czyli objawienie piłkarskiego świata o którym głośno zaczęło robić się jak miał 13 lat i masowo zdobywał bramki w drużynach U17 czy U19. Urodzony w Kamerunie zawodnik Borussi Dortmund jest najmłodszym debiutantem w lidze Niemieckiej, mając w czasie debiutu 16 lat i jeden dzień. Do meczu z Polską w barwach młodzieżowej reprezentacji Niemiec, 17-latek zagrał 3 mecze i zdobył 4 bramki. Niestety polakom nie udało się zatrzymać młodej gwiazdy BVB. Pierwszego gola Moukoko zdobył w 25 minucie, wykorzystując koszmarny błąd Ariela Mosóra, który chcąc podać do Walukiewicza/Miszty (tylko on wie, co wtedy chciał zrobić), niemrawo odbił piłke od swojej głowy na kilka metrów przed siebie. Mający dużo miejsca w polu karnym napastnik Niemiec pokonał bramkarza reprezentacji Polski. Sytuacja wyjątkowo frustrująca, gdyż przez te pierwsze 25 minut spotkania Niemcy, mimo większego posiadania piłki, tak naprawdę w żadnym stopniu nie zagrozili naszej bramce. Ba, mimo mniejszego czasu spędzonego przy piłce, to Polacy tworzyli groźniejsze sytuacje. Szczególnie można wymienić tę z 11 minuty, gdzie piłka kilka razy odbiła się od zdezorientowanych niemieckich obrońców, wylądowała na nodze Kacpra Kozłowskiego, który mocnym uderzeniem z woleja mógł pokonać bramkarza Niemiec. Niestety nie trafił nawet w bramkę.
Sędzia wypaczył wynik spotkania?
5 minut po tej akcji, Polacy mieli rzut wolny. Całkiem dobre dośrodkowanie, gdzie niestety do piłki nie doskoczył Walukiewicz. Jak się potem okazało, sędziowie nie zauważyli ręki jednego z reprezentantów Niemiec. Powinien być rzut karny i już w 16 minucie, reprezentacja Polski powinna mieć dogodną sytuację na wyrównanie. Niestety tak nie było, ale dogodną sytuację nasi młodzieżowi reprezentanci wykreowali 20 minut później, kiedy po dośrodkowaniu Kacpra Kozłowskiego, piłkę do bramki skierował Bartosz Białek. Wracając do wyżej wymienionej sytuacji i ręki jednego z Niemców, nie była to jedyna w tym meczu pomyłka sędziego Lukjancukasa z Litwy. W drugiej połowie m.in. po dobrym podaniu górą, arbiter odgwizdał pozycję spaloną Fornalczyka. Spalonego nie było. Nie było również ręki, którą przy przyjęciu miał sobie pomóc Moukoko w 78 minucie, po czym chwilę później skierował piłkę do polskiej bramki. Sędzia być może wyczulony z sytuacji z pierwszej połowy postanowił nie uznać bramki na 2:1 dla Niemców. Jednak jak się później okazało, wynik ten został przesunięty wyłącznie w czasie, gdyż 6 minut później, znów ten niesamowity niemiecki napastnik kameruńskiego pochodzenia pokonał Cezarego Misztę. Tym razem strzałem zza pola karnego, mając przy sobie trzech polskich zawodników. Bez wątpienia zawodnikiem tego spotkania został Youssoufa Moukoko, jednak gdyby po stronie polskiej było trochę więcej szczęścia i chłodnej głowy, MVP mógłby zostać na przykład Michał Skóraś.
POV: mogłeś trafić trzy bramki ale na koniec masz ich zero
Zawodnik Lecha Poznań w tym spotkaniu miał trzy bardzo dobre sytuacje. Po wyłożeniu przysłowiowej “patelni” od dobrze czującego się w dośrodkowaniach w tym meczu Kacpra Kozłowskiego w 53 minucie, Skóraś mając przed sobą tylko bramkarza Niemiec, musiał uderzać od razu, z pierwszej piłki. Futbolówka wylądowała na poprzeczce. Reprezentacja Polski mogła bardzo dobrze wejść w ten mecz, uzyskując wymarzone prowadzenie po niezbyt udanym początku meczu. 62 minuta, bardzo podobna sytuacja. Znów Kozłowski dośrodkowaniem do Skórasia, jednak ten miał zdecydowanie mniej miejsca i był bardziej kryty, niż w poprzedniej okazji. Postanowił przyjąć sobie piłkę, troszkę się z nią wycofać i oddać strzał, gdzie w teorii piłka miała zostać dokręcona na dalszy słupek. Teoria i praktyka często się ze sobą mijają, w tej sytuacji również i futbolówka nie była nawet blisko bramki rywala. Decyzja o strzale była decyzją złą, zdecydowanie lepszym pomysłem byłaby próba poszukania podaniem Bartosza Białka, który miał trochę miejsca. Do podobnych wniosków pewnie doszedł sam zainteresowany, gdyż dokładnie minutę później, Michał Skóraś wywalczył sobie pozycję sam na sam z bramkarzem. Zamiast strzelać, mając naprawdę dużo miejsca, postanowił spróbować podać po ziemi do Białka, który w porównaniu z poprzednią sytuacją, miał obrońców tuż obok siebie. Ostatecznie z sytuacji, gdzie zawodnik Lecha mógł zapytać się niemieckiego bramkarza bliżej jakiego słupka ma strzelać, nie powstała nawet w najmniejszym stopniu groźna sytuacja.
N-I-E-D-O-S-Y-T
Polacy grali dobrze, stwarzali sobie więcej sytuacji podbramkowych, ale niestety Bartosz Białek, czy później zameldowany na boisku Adrian Benedyczak to nie Moukoko. Już teraz widać, że niemiecki napastnik będzie typem zawodnika, który z zimną krwią będzie wykorzystywać wszystkie nadarzające się sytuacje, nawet jak będzie ich w meczu znikoma ilość. To jest piłkarz, któremu nie można dać szansy, bo jest wielce prawdopodobne, że ją wykorzysta. Wracając do przebiegu spotkania, dość częstą sytuacją było, kiedy Niemieccy piłkarze oddawali inicjatywę i to Polacy kreowali atak pozycyjny. Były fragmenty gry, przykładowo w pierwszej połowie, kiedy Polacy chcieli pójść za ciosem. Zdecydowanie wyżej notowani przeciwnicy przez kilka minut nie mogli wejść z piłką na naszą połowę. Szczególnie te dwie kwestie były widoczne już w doliczonym czasie gry, gdzie nasi reprezentanci robili wiele, aby wyrównać stan spotkania. Niestety z dobrej gry piłką, nie wyszło nic, poza mocnym strzałem w 96 minucie Łukasza Poręby, który ostatecznie wylądował na poprzeczce, już drugi raz w tym spotkaniu.
Niedosyt ogromny. Nasi reprezentanci do lat 21 skutecznie postawili się lepszym na papierze Niemcom, którzy gdyby nie przebłysk geniuszu Moukoko i gdyby trochę więcej szczęścia po polskiej stronie, mogliby już drugi raz w tej samej kampanii eliminacyjnej przegrać z Polską. Wynik idzie w świat, Niemcy pokonały Polskę 2:1. Polska musi czekać minimum kolejne dwa lata, aby wysłać najlepszych młodych piłkarzy na Mistrzostwa Europy.