Emocje sięgają "Zenitu"
Po udanej obronie mistrzostwa świata przez polskich siatkarzy, nasza liga znów przeżyła lekki wzrost zainteresowania. Przez długi czas mówiło się o niej w samych superlatywach. W mediach powtarzano, że liga jest ciekawa, bardzo wyrównana, mamy w miarę równy i wysoki poziom. Okej, tutaj pełna zgoda.
W tym roku mamy jedną z najciekawszych batalii o fazę play-off w ostatnich latach. Dodatkowo zdarzają się niespodzianki takie jak zwycięstwo Chemika Bydgoszcz w Jastrzębiu 3:0, wygrana MKS-u Będzin z Resovią (jedyne zwycięstwo w sezonie zespołu z Będzina), żeby później ta sama Resovia zakończyła zwycięski marsz ZAKSY, która do tego meczu wygrała wszystkie 16 spotkań ligowych tego sezonu. Na naszym krajowym podwórku emocje sięgają „Zenitu”, ale w Europie nasze zespoły za chwilę mogą pożegnać się z rozgrywkami. W ćwierćfinałach Ligi Mistrzów mamy dwóch przedstawicieli w postaci Trefla Gdańsk i PGE Skry Bełchatów. Te drużyny są kolejno dziesiąte i szóste w tabeli Plusligi. Jeśli ktoś na to spojrzy z boku to można powiedzieć, że nasza liga musi być piekielnie silna.
Jednak gdy wnikliwie przeanalizujemy sytuację tych dwóch zespołów to dochodzimy do wniosku, że grały one w jednej z dwóch najsłabszych grup i tylko dzięki temu znalazły się w ćwierćfinale. Dla przykładu, ZAKSA, która rządzi i dzieli w polskiej lidze odpadła w fazie grupowej Ligi Mistrzów gdy znalazła się w grupie z dwoma włoskimi zespołami. Oczywiście walczyła do końca, ale jednak naszemu liderowi nie udało się dostać do najlepszej ósemki tych rozgrywek. W tych ćwierćfinałach Trefl zagra z Zenitem Kazań, czyli zespołem, który wygrywał ostatnie cztery edycje tych rozgrywek. Łatwo można wywnioskować, że szanse gdańszczan są iluzoryczne. PGE Skra Bełchatów zmierzy się z drugim z rosyjskich Zenitów.
Tym razem będzie to rywal łatwiejszy, bo z Petersburga. Tutaj szanse Skry są większe, ale przy obecnych problemach zdrowotnych w zespole mistrza Polski, to Rosjanie wydają się być faworytami. Skrze nikt szans nie odbiera, ale jest taka możliwość, że oba polskie zespoły odpadną w 1/4 finału. Porównując wyczyny naszych zespołów w innych sportach drużynowych, ten wynik wydaje się być ogromnym sukcesem. Jednak wydaje mi się, że dla kraju siatkarskich mistrzów świata to trochę za mało. Dlaczego? W latach 2008-2015 polskie zespoły zdobyły pięć medali tych rozgrywek. Jednak od sezonu 2015/2016 stan medali ciągle utrzymuje się na tym samym poziomie. Wiele wskazuje na to, że nawet gdyby Skrze udało się przejść Zenita z Petersburga to medal będzie wyczynem graniczącym z cudem.
Murowanymi faworytami do medali wydają się być zespoły z Perugii, Civitanovy i Kazania. Jeszcze cztery lata temu mieliśmy dwa zespoły w półfinale. Teraz to my stajemy w roli pretendenta i wygląda na to, że w kraju mistrzów świata czwarty sezon z rzędu nie będzie medalisty Ligi Mistrzów. Z jednej strony wszyscy mówią, że nasza jest mocniejsza, najciekawsza od lat, jesteśmy obserwatorami świetnych widowisk. Tylko, że rzadko przenosi się to na podwórko europejskie, gdzie włoskie, czy rosyjskie potęgi są wyżej o jedną czy dwie półki od nas. Czy na pewno, więc nasza liga jest aż taka mocna skoro od 4 lat nikt nie potrafi zdobyć medalu w tych najważniejszych rozgrywkach? W walce o Plusligowe play-offy emocje sięgają „zenitu”, ale teraz trzeba mieć nadzieję, że rosyjskie „Zenity” nie pogrążą słabości naszych zespołów.