Ekstraklasa Według Peresa
Jedni czekają na luty z powodu Walentynek. Drudzy dlatego, że coraz bliżej wiosna. Następni mają to kompletnie gdzieś. Jednak miesiąc ten kibicom piłki nożnej niezmiennie kojarzy się z jednym – z powrotem Ekstraklasy. Tekst przygotował Jakub Słomian.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że w lutym wraca także Liga Mistrzów i to w fazie pucharowej. No i ma rację. Tylko problem w tym, że polska piłka klubowa z tymi elitarnymi rozgrywkami za wiele wspólnego nie ma. No i chyba nawet dobrze. Kiedy Mistrz Polski odpada z naprawdę przeciętną drużyną jaką jest Spartak Trnava, to na salonach nie ma czego szukać.
Równo 6 tygodni temu został rozegrany ostatni mecz w naszej uroczej lidze. Słowo „urocza” jest tutaj kluczowe. Wszak ta liga nie jest ani poważna, ani na pewno atrakcyjna. Jest za to pełna uroku i wdzięku. Za każdym razem urzeka nas swoją ułomnością i przaśnością. Czasami nawet czaruje, kiedy widzimy na boisku takich zawodników jak chociażby Carlitos López. Jest to trochę przykre, że zachwycamy się piłkarzem, który do naszej ligi trafił z trzeciego poziomu rozgrywkowego w Hiszpanii. Nie przeszkadzało mu to jednak, by w poprzednim sezonie stać się z marszu najlepszym strzelcem Ekstraklasy. Oczywiście jakby mogło być inaczej po udanym okresie w Wiśle Kraków przeniósł się do Legii Warszawa. Podobnie jak inny napastnik, który również zaliczył przyzwoity sezon w Wiśle, tylko tej z Płocka. Napakowana ”niesamowitymi” snajperami Legia w tym sezonie miała rządzić i dzielić. No, coś tu jednak nie wyszło. O ile Carlitos, tak jak i w sumie cała Legia miewał przebłyski, to Jose Kante pełnił raczej role parodysty. W sumie mnie to jakoś bardzo nie zdziwiło. Gwinejczyk z hiszpańskim paszportem swoje wątpliwe umiejętności pokazał w Górniku Zabrze. W barwach Zabrzan w 16 spotkaniach ustrzelił. I tutaj proszę uważać – zero bramek. Nasza liga znana jest z tego, że daje drugą szanse no i gwinejski bomber trafił do Wisły Płock. Tutaj było już lepiej, bo 62 meczach w barwach Nafciarzy ustrzelił 19 trafień. Nie wiem jak to możliwe, ale jednak mu się udało. Kiedy oglądałem jego występy w poprzednim sezonie to byłem naprawdę zdziwiony. Z piłkarza, który potykał się o własne nogi stał się zawodnikiem, który potrafił prosto biegać, a nawet czasem trafić do siatki. Takiej okazji nie przepuścił Dariusz Mioduski i ściągnął tego sympatycznego zawodnika na Łazienkowską. Prezes największego klubu piłkarskiego w Polsce kolejny raz pokazał, że kompletnie się nie zna na piłce. Utrzymywanie na stanowisku trenera Legii serbskiego wuefisty i totalny blamaż w europejskich pucharach niech będzie tego najlepsza wizytówką. Wracając jednak do Kante. Napastnik tak jak wielu przypuszczano po rundzie, w której strzelił co prawda 5 bramek zostaje wypożyczony tam gdzie jego miejsce czyli do II ligi hiszpańskiej. I tak to właśnie w naszej lidze wygląda. Kręcimy się wokół szrotu, który wpada do nas na sezon lub dwa i jedzie dalej.
Młodzi i utalentowani zawodnicy uciekają z Polski jak najszybciej się da. W tym okienku nasz ekstraklasowy kabaret opuścił m.in. Przemysław Frankowski, który zamienił Jagiellonię Białystok na Chicago Fire – moim zdaniem Przemek nie wybrał najlepiej, bo w MLS na razie można tylko błyszczeć, a nie grać w poważną piłkę. Kolejnym ciekawym ruchem na rynku transferowym było przejście Szymona Żurkowskiego, czyli nadziei polskiego środka pola. Przeniósł się on z Górnika Zabrze do włoskiej Fiorentiny, ale od razu został wypożyczony i tutaj niespodzianka – do drużyny z Zabrza. Przez następne pół roku ma nadal grać przy Roosvelta, co nie jest złym pomysłem, bo był najjaśniejszą postacią w tej drużynie. W podobnej sytuacji co Żurkowski jest także Filip Jagiełło. Po pomocnika Miedzowych zgłosiła się Genua. Liczy ona pewnie na to, że ten młody pomocnik stanie się dla nich drugim Piątkiem i zarobią na nim kolejne miliony. Filip dogra sezon w Zagłębiu i we Włoszech zamelduje się dopiero w następnym sezonie.
O młodych wystarczy. Czas wspomnieć o naszych dobrych znajomych, których mogliśmy obserwować na ostatnim mundialu z Orzełkiem na piersi. O ile Michał Pazdan i Kuba Błaszczykowski mogą pochwalić się, że faktycznie na nim zagrali, to ich memiczny kolega Sławomir Peszko lepiej żeby o tym nie wspominał. Pazdan po wielu rozterkach z Legią i przesiedzianej na ławce rundzie zdecydował się w końcu na transfer. Po udanym Euro 2016 mówiło się o FC Barcelonie, wszak to właśnie do drużyny z Katalonii według internautów trafić miał nasz środkowy obrońca. Koniec końców przeniósł się do równie słonecznego co Barcelona tureckiego Ankaragücü. Pazdan ma pomóc dziurawej obronie klubu zajmującego obecnie 15 miejsce w tureckiej lidze. Jak będzie zobaczymy, ale nie liczyłbym na to, że szybko powróci do reprezentacyjnej formy.
Na koniec zostawiłem sobie Wisłę Kraków. Przykre, że taki los dotknął zasłużony dla polskiej piłki klub. W ostatnich miesiącach o Białej Gwieździe mówiło się jak o zmarłym. Wspominano i żałowało, że już jej z nami nie będzie. Gdy kambodżański książę mający ratować Wisłę wyłączył respirator pojawiło się dwóch ludzi, mających pomysł na to by przywrócił ją do życia. Tak się właśnie stało. Opłakiwana Wisła znowu żyje i wygląda na to, że dogra sezon do końca. Książę z Kambodży, przypominający bardziej handlarza z targowiska w Przasnyszu pozostanie w pamięci kibiców i na stałe wpisze się w historie polskiej piłki klubowej. Jednak do ratowania 13-krotnych mistrzów kraju przyczynili się Jakub Błaszczykowski i Jarosław Królewski. O ile pierwszy z tej dwójki jest nam dobrze znany, to drugi już mniej. Pan Jarosław to dżentelmen w średnim wieku, noszący okulary. Sam określa się jako osoba binarna, jednakże wie, że świat jest probabilistyczny. Takich właśnie słów użył w jednym z programów telewizyjnych. Co nam to może o nim powiedzieć? No, w sumie to nie mam pojęcia. Wiem jednak, że zna się na finansach, bo tylko taki człowiek może wpakować własne pieniądze w dziurawy okręt jakim jest Wisła Kraków. Kuba Błaszczykowski kierował się tutaj miłością i szacunkiem do klubu, w którym debiutował w Ekstraklasie. Co więcej zdecydował się, że będzie grał w tej drużynie, najpewniej jako kapitan i lider tego zespołu. Zawodnik będący byłą gwiazdą Bundesligi i przez lata niekwestionowanym liderem kadry znowu zagra w Polsce. Na pewno jego osoba uatrakcyjni naszą ligę, ale także doda w niej sporo jakości. Tak swoją drogą Biała Gwiazda stała się w tym momencie drużyną, której zawodnicy jeszcze 10 lat temu tworzyli trzon naszej reprezentacji. W klubie grają tacy zawodnicy jak Paweł Brożek, Marcin Wasilewski, Rafał Boguski, a także wypożyczony z Lechii Gdańsk Sławomir Peszko. O występkach naszego Sławomira mówić nie trzeba. Miejmy nadzieje, że jego wybryki zostaną tylko przeszłością i da wiele jakości linii pomocy Wisły. Po tym wszystkim naprawdę nie mogę się doczekać najbliższego piątku kiedy to znowu będę mógł wyśmiewać, ale i w pewien sposób podziwiać naszą cudowną Ekstraklasę.