Tekst: Wojciech Par
Korekta: AS
Chyba każdy z nas miewa taki dzień jak ten. Niby wszystko fajnie, obowiązki zostają załatwiane, nie stała się nam żadna krzywda i tak dalej. Jednakże, często można poczuć, że jest coś „nie tak”. Jakby coś nam osiadło na mózgu i przez to nie mamy swobody myślenia, a na skutek tego czujemy się jak dziecko we mgle.
To uczucie osobiście nazywam „mgiełką”. Czasami może ona powodować bóle głowy, uczucie senności i zmęczenia, (w skrajnych przypadkach) nudności oraz ogólne poczucie jakiegoś złego nastroju. Niby idzie to jakoś przeżyć, bo przecież, to tylko takie głupie, nienamacalne wrażenie. A jakie to w ogóle uczucie mieć „mgiełkę”? Cóż… Niezbyt przyjemne. To tak jakby ktoś nałożył coś na mózg przez co nie jesteśmy do końca w stanie odczytać co się dzieje w świecie rzeczywistym. Ot, taka chmurka przeróżnych myśli, która nie pozwala na przetwarzanie procesów myślowych w szybkim tempie, tylko jakby właśnie nasz biologiczny komputer „mielił” wszystko bardzo powoli.
Często efekt „mielenia” nie jest zbytnio zadowalający. Produktowi końcowemu zazwyczaj brakuje sensu, swoistej puenty lub składni. „Mgiełki” nie da się lubić. Najwyżej można się pogodzić z tym, że akurat dzisiaj mamy „mgiełkę” i pocieszać się faktem, że wieczorem można iść spać i zapomnieć o dniu z trapiącą nas „mgiełką”. Gorzej jest, jeśli „mgiełka” nie ustępuje – budzimy się z nią następnego dnia. To już może oznaczać coś poważniejszego. Nie mam tu na myśli depresji, która jest przeogromnym stworem, łasym na naszą człowieczą egzystencję i jest zdecydowanie większym problemem niż “mgiełka”. Bardziej chodzi mi o to, że może to alarmować o jakiś sprawach, które musimy koniecznie rozwiązać. Począwszy od tematu pracy, przechodząc przez rozterki miłosne, kończąc na troskach rodzinnych. Pojawia się pytanie: czy jest jakiś sposób, żeby ułatwić sobie przetrwanie „mgiełki”?
Do mojego wachlarzu „czasoumilaczy” należą: jazz, camele i święty spokój, który bywa potrzebny w takiej chwili. No i w sumie chociażby próba napisania felietonu, który ma za zadanie przewietrzyć moją długowłosą i lekko poszarpaną łepetynę. I pisząc końcówkę tego tekstu mogę stwierdzić: już czuję się trochę lepiej.
Co prawda, do perfekcji nadal daleko, ale teraz jest nawet znośnie i mogę się lekko uśmiechnąć po zobaczeniu tego co tu nabazgrałem.