Opublikowane na Radio Egida (https://egida.us.edu.pl/)

Próba zaspokojenia naszego wewnętrznego „cienia”, czyli dlaczego tak bardzo lubimy antagonistów?

Tekst: Paweł Handzlik

Korekta: AS

 

Popkultura codziennie raczy nas wszelakiej maści rozrywką, nieraz próbując nam przedstawić pewne wzorce zachowań – idee, które mogą wzbogacić nasz nadal kreujący się światopogląd oraz wymusić pewne reakcje. Widzimy je na przykład w formie skrzętnie ujętych historii opowiadających o losach bohaterów. Jak zawsze, niczym w klasycznej greckiej sztuce, mamy do czynienia z podziałem na Dobro i Zło – dwie wielkie mistyczne siły, które istnieją nieprzemiennie od zarania dziejów. A jednak coś sprawia, że ten konflikt nadal wzbudza ogromne emocje i zadaje nam coraz to nowsze pytania: Dlaczego? Co jest powodem? Czy to esencja człowieczeństwa? Na te oraz inne pytania odpowiedzi w dalszej części artykułu.

 

W wielu popularnych obecnie książkach, filmach i szeroko pojętych dziełach kultury mamy do czynienia z konfrontacją sił Dobra i Zła na różnych płaszczyznach. Bezpośrednio, gdzie dochodzi do starcia twarzą w twarz oraz pośrednio, jawiąc się w postaci wyborów podejmowanych przez bohaterów ze względu na sytuacje, ich kodeks moralny oraz wyznawane wartości. Często bywa tak, że każda ze stron ma swoje racjonalne powody, żeby podejmować takie, a nie inne decyzje. Bohater będzie je podejmował w oparciu o przyświecający mu cel oraz ku większemu dobru dla ogółu. Natomiast antagonista będzie dążył do spełnienia swoich celów, w rozumieniu swoich potrzeb jako tych najważniejszych, które mogą, choć nie muszą przynieść korzyść tym, którzy są jego wiernymi wyznawcami. 


W przypadku bohatera łatwo można wpaść w pułapkę tzw. garystuizmu/marysuizmu, czyli wyidealizowanej postaci literackiej, która zawsze zna wyjście z najtrudniejszej sytuacji, nie ma praktycznie żadnych negatywnych cech. Innymi słowy – jest niczym Bóg. Na początku może to sprawiać wrażenie wow: „Bohater, który się niczego nie lęka, jest nieustraszony, niepokonany, niezniszczalny…”. Można byłoby nadal tak wyliczać, ale w końcu doszlibyśmy do momentu, w którym byśmy się zatrzymali i pomyśleli: „On jest taki doskonały… A ja wręcz przeciwnie… Czy coś jest ze mną nie tak?”. Sama ta myśl, następujące skonfundowanie oraz refleksja pokazują, że idealny bohater jest zbyt odrealniony. Tak jak Superman – bohater praktycznie bez skazy, który jest szlachetny, oddany i sprawiedliwy. A mimo to coś może nam w nim nie odpowiadać. Mój wniosek był następujący – Superman może być doskonały, gdyż nie jest człowiekiem…


Ludzka natura jest skomplikowana – nie jest to nic odkrywczego, jednak nadal potrafi fascynować. Szczególnie kiedy zdamy sobie sprawę jak skrajne emocje w nas żyją i w jaki sposób napędzają nasze działanie. Carl Jung, szwajcarski psychiatra, który był zafascynowany działaniem ludzkiego umysłu ukuł termin cień personalny – ja, które jest tłumione przez nas, w którym kryją się nasze obawy, lęki, agresja, rządze, nienawiść, itp. Miejsce cienia zajmuje persona, czyli maska zakładana przez nas w celu uzyskania aprobaty, akceptacji społeczeństwa, ugrania przez nas czegoś. Często możemy ulegać innym, żeby tylko się przypodobać, pokazać że nie jest się niebezpiecznym. Jordan Peterson, kanadyjski psycholog kliniczny – oraz sympatyk Junga – twierdzi, iż pokazywanie takiej postawy tak naprawdę nie daje nam korzyści. Jak tłumaczy: „Gdy pokazujemy że nie mamy „kłów”, pozwalamy ludziom by nas widzieli jako worek treningowy na którym można się wyżyć”.


Co to oznacza dla nas i jaki to ma związek z tematem artykułu? Ma to kolosalne znaczenie, gdyż pokazuje nam, że przyciąga nas i fascynuje to, co odrzucamy na co dzień, ze względu na naszą moralność i wartości. Gdyby tak nie było, to historie antagonistów tak by nas nie intrygowały, nie wzbudzały do refleksji i nie kazały zadawać sobie pytań o motywacje i ich przyczyny. Jako przykład niech posłuży postać Jokera, odegrana kolejno przez Heatha Ledgera i Joaquina Phoenixa. Pierwszy zafascynował swoim podejściem do świata, materializmu oraz do samych ludzi. „Żyjemy w przekłamanym świecie, gdzie każdy z nas ma swoje mroczne oblicze, którego pragnie się wyzbyć” – zdaje się mówić postać ustami Ledgera. Z kolei kreacja Joaquina Phoenixa pokazała nam, że wszyscy możemy być uśpionymi klaunami lub możemy się nimi stać, będąc na dnie społeczeństwa. 


Dlatego niejednoznaczne postacie tak nas fascynują; możemy zaspokoić swój wewnętrzny cień, który zdaje się nam mówić: „Gdybyś miał okazję, to mógłbyś tak postąpić. Patrz, co by się stało”. Brzmi to niepokojąco i pesymistycznie, ale jest on (cień) nieodłączną częścią naszego „ja”. Bez pokazania tego pazura możemy nie wywalczyć podwyżki w pracy (no bo jak worek treningowy może narzekać i się postawić?), nie awansujemy w społecznej hierarchii (bo nie będziemy umieli się postawić, bronić oraz zawalczyć). Radą Petersona – oraz samego Junga – jest scalenie się ze swoim cieniem, zaakceptowanie tej części naszego „ja” i umiejętne go wykorzystywanie w sytuacjach zagrożenia, walki, itp.


Handsome Jack jest Handsome Jackiem i za to go uwielbiamy. Rogera Stone’a można nienawidzić, ale trzeba mu oddać jedno – jego postawa potrafi imponować a swoją pracę wykonuje cholernie dobrze. Wiemy, że Hannibal Lecter jest psychopatą i zagrożeniem, lecz jego umysł i elokwencja budzą w nas podziw. Na koniec postać Thanosa – wiemy że chce wymazać połowę wszechświata i zdajemy sobie sprawę z tego, że to co robi jest złe i okrutne. Lecz słuchając jego argumentów część osób może sobie pomyśleć: „W sumie to logiczne i ma sens”.


Reasumując, cienie są w każdym z nas – głębiej uśpione bądź mniej. Gdyby ich nie było, to wszelkie historie związane z walką mitycznego Dobra ze Złem by tak nie poruszały wyobraźni, nie gloryfikowałyby szlachetnych postaw Króla Artura, czy nie wzbudzałyby dyskusji na temat racjonalności działań Raskolnikowa.

 
Adres źródła: https://egida.us.edu.pl/kultura/proba-zaspokojenia-naszego-wewnetrznego-cienia-czyli-dlaczego-tak-bardzo-lubimy-antagonistow/r4z