Gwiazda muzyki alternatywnej Mac Demarco, a właściwie Vernor Winfield McBriare
Smith IV wystąpił po raz pierwszy w stolicy polski dziewiętnastego października
dwutysięcznego-osiemnastego roku w warszawskim klubie Progresja. Koncert
poprzedzający gwiazdę wieczoru był niezwykle rozczarowujący. Supportujący
kanadyjskiego muzyka Aldous RH nie urzekł mnie swoim występem. Na scenie poruszał
się tak jakby zmuszono go do tego występu, śpiewał od niechcenia, sama muzyka leciała
z backing tracku, a solówki których sam muzyk nie raczył zagrać osobiście, ku mojemu
zdziwieniu były nagradzane brawami.
Muszę jednak przyznać, że wśród tego cyrku miało
miejsce coś pozytywnego, co w swojej naiwności niestety nie było mi dane doświadczyć.
Po kilkunastu minutach występu Aldousa RH jednogłośnie z moim kompanem
stwierdziliśmy, że to idealny moment na przerwę na papierosa, bo i tak nic ciekawego
nas nie ominie; i tutaj niespodzianka. Podczas naszej nieobecności MacDemarco wraz z
swoją trupą postanowił wskoczyć na scenę i towarzyszyć supportujacemu artyście i
zagrać ostatni kawałek z jego wystąpienia na warszawskiej scenie. O godzinie 21:30
mieliśmy przyjemność stanąć twarzą w twarz z artystą, na którego długo
wyczekiwaliśmy. Występ Maca Demarco nie był dla mnie wielkim zaskoczeniem i w
dużej mierze spełnił moje oczekiwania. Sami muzycy bardzo energicznie wykonywali
wszystkie ruchy sceniczne, stale nawiązywali kontakt z publicznością, a sam Vernor był
jednym wielkim wulkanem pozytywnej energii. Publiczność tamtego wieczoru mogła
usłyszeć kawałki z najnowszego albumu pod tytułem This Old Dog, ale rownież starsze
oraz bardzo dobrze znane piosenki takie jak Salad Days (którym artysta rozpoczął swój
koncert), Chamber Of Reflection, My Kind Of Woman czy Freaking Out the
Neighborhood. Podczas występu muzycy raczyli nas nie tylko niesamowitym
wykonaniem swoich utworów na żywo, ale także wieloma zabawnymi dialogami czy
niepoprawnymi politycznie puentami Maca.
Moje ogólne odczucia wobec tego koncertu
są raczej pozytywne. Mac Demarco zrobił niezłe show, a przy tym zagrał dobry koncert,
którego nie zapomnę do końca życia, mimo supportu, który niekoniecznie zdobył moje serce.