Każdy szanujący się kibic piłki nożnej, zna nazwisko Pepa Guardioli, Jürgena Kloppa, Jose
Mourinho czy Carlo Ancelottiego. Właściwie, to kojarzą ich nawet ci, którzy futbolem się nie
interesują. Oczywiście nikt nie wyobraża sobie, że jeden z nich zostanie szkoleniowcem
pierwszoligowego średniaka czy klubu z jeszcze niższego szczebla rozgrywek. I odwrotnie.
Jak ktoś bez wyrobionego nazwiska i sukcesów na koncie mógłby być trenerem wielkiej
Barcelony czy Liverpoolu?
W tym sezonie do dużych zmian doszło w równie utytułowanych klubach : Realu Madryt i
Manchesterze United, które musiały zmagać się z nie lada problemami.
“Królewscy”, którzy w poprzednim sezonie po raz trzeci z rzędu wygrali Ligę Mistrzów i
obronili tytuł Klubowego Mistrza Świata, musieli pożegnać nie tylko swoją największą
gwiazdę Cristiano Ronaldo ale także trenera Zinedine'a Zidane';a. Lata, w których Zizou stał
na czele Realu, można zaliczyć do najlepszych lat w historii klubu. Ten etap się jednak
skończył, a zaczął się nowy. Chociaż o nim każdy związany z “Los Blancos” wolałby jak
najszybciej zapomnieć. Fiorentino Perez zatrudnił bowiem Julena Lopetegui - trenera
reprezentacji Hiszpanii. Tylko właściwie nikt nie wiedział dlaczego - bo choć pewne sukcesy
osiągał to było to dawno. W 2011 roku zdobył Mistrzostwo Europy z reprezentacją Hiszpanii
U-19 a rok później ten sam tytuł z reprezentacją do lat 21. Umiejętności i wiedza nie mogły
przecież przez te lata zniknąć w co wierzyli też inni - w 2016 roku, po dymisji Vincente del
Bosque objął reprezentację seniorską swojego kraju. Czy jednak na pewno? - na 14
rozegranych meczów Real wygrał tylko 6. Przegrali również starcie o Superpuchar Europy.
Kibice z pewnością odetchnęli z ulgą po losowaniu Ligi Mistrzów, bo - bądźmy realistami
skład AS Roma, CSKA Moskwa i Viktoria Pilzno, nie mogły realnie zagrozić mistrzom.
Trzeba jednak przyznać, że i w tych rozgrywkach gra Realu mocno kulała.
Po kolejnych przegranych miarka się przebrała. Hiszpana odprawiono z kwitkiem, a na jego
miejsce zatrudniono - choć tylko tymczasowo - Santiago Solariego. Niektórzy kibice mogli go
pamiętać ze 131 spotkań rozegranych w barwach “Królewskich” w latach 2000-2005. Jego
kariera trenerska rozpoczęła się dość niedawno, jednak także w hiszpańskim klubie - w
latach 2016-2018 trenował Real Madryt Castilla. Widać więc było, że z Madrytem jest
związany i wcale nie chce tych więzi zrywać - wręcz przeciwnie. Do klubu przyszedł pełen
determinacji i chęci walki o najwyższe cele, mimo świadomości, że jest tu tylko na chwilę. A
może jednak zostanie na dłużej? Przez ten krótki czas zrobił bardzo dużo - nie tylko zdobył
zaufanie i szacunek piłkarzy, kibiców i włodarzy klubu ale co ważniejsze, swoją determinację
przełożył na dobre wyniki. Na 25 spotkań wygrał 19 i zdążył już zdobyć pierwsze trofeum -
Klubowe Mistrzostwa Świata 2018. Morale drużyny zostały chyba na dobre podbudowane
po remisie w wyjazdowym spotkaniu z FC Barceloną w Copa del Rey, pewnej wygranej 3:1
w ligowych derbach Madrytu, z Atletico a także ostatnim zwycięstwie w Champions League
z Ajaxem Amsterdam. Moją uwagę zwróciła dyscyplina i sprawiedliwe zasady jakie
zapanowały w Realu - “Grasz źle? Siadasz na ławce” - filozofia, którą wyznaje znikoma
liczba szkoleniowców. Solari nie ma oporów przed ściągnięciem z boiska słabego Bale'a,
Marcelo czy Courtois. Co równie ważne nagradza za solidną pracę i nie skreśla nikogo na
zawsze. Narazie więc Real nie ma na co narzekać.
Nad Manchesterem United czarne chmury (z chwilowym przejaśnieniem) wisiały już dawno.
Czytaj : po odejściu na emeryturę sir Alexa Fergusona. Duży kredyt zaufania otrzymał David
Moyes - chyba tylko dlatego, że wyznaczył go sir Alex. Jednak drużyna była wtedy tak
nieskuteczna, że Moyesa zwolniono już na 4 mecze przed zakończeniem ligi. Co ciekawe,
przez te 4 spotkania zespół prowadził Ryan Giggs - jeden z najlepszych zawodników
“Czerwonych Diabłów”, który niedługo przed tym zakończył karierę zawodniczą. Radził sobie
wtedy całkiem dobrze i niektórzy zastanawiali się czy nie zostanie na dłużej. Kto wie może
coś by z tego wyszło? Może były wybitny zawodnik stałby się także wybitnym trenerem? Nie
dane było nam się tego dowiedzieć, bo schedę po nim przejął Louis van Gaal. Choć
początek był dobry - United zakończyło sezon na 4 miejscu w lidze, a sezon później zdobyło
Puchar Anglii to poza krajowymi boiskami już nie było tak ciekawie. Najpierw nie wyszli z
grupy w Lidze Mistrzów, a potem szybko odpadli z Ligi Europy. To przesądziło o losie Van
Gaala, który musiał się pożegnać z klubem. Sytuacje miał uratować Jose Mourinho - jeden z
najbardziej utytułowanych ale też najbardziej kontrowersyjnych szkoleniowców. Od samego
początku, wydawało mi się że to nie będzie miłość aż do śmierci. Portugalczyk nie wydawał
mi się pasować do tego klubu, a jego filozofia gry i sposób prowadzenia zespołu nie pasował
mi do klubu z Old Trafford. Moje przewidywania okazały się trafne - po pierwszym dość
owocnym sezonie, gra się posypała i wyniki były coraz słabsze. Nowi zawodnicy (jeśli takowi
w ogóle byli), nie grali na poziomie, jakiego się od nich oczekiwało. Największym zawodem
był Paul Pogba, którego nie obudziła nawet ofiarowana, nie wiadomo za co, opaska
kapitańska. Pod koniec 2018 roku United ponownie zostali bez trenera. Nie wiadomo było,
kto mógłby uratować ten klub i doprowadzić go do formy sprzed lat. Przecież drugiego sir
Alexa Fergusona nie ma i nie będzie. Trzeba jednak jakoś żyć. Nie pomógł protegowany
mistrza, trener na fali wznoszącej ani utytułowany wyjadacz. Na czas szukania rozwiązania
tymczasowym szkoleniowcem został… Ole Gunnar Solskjaer. Tak jak w przypadku Santiago
Solariego w Madrycie, tak jak i tu, był on właściwie na początku swojej trenerskiej kariery.
Choć wcześniej zatrudniano go w mniej znanych klubach. Norweg jest jednak całym sercem
związany z klubem już od dawna. W latach 1996-2007 reprezentował jego barwy, a w 235
meczach strzelił 91 bramek. Po zakończeniu kariery zawodniczej, trenował także rezerwy.
Teraz w jego sztabie szkoleniowym znalazł się choćby były kolega z drużyny Michael
Carrick.
Od samego początku, kiedy ponownie zjawił się w Manchesterze, przywiózł ze sobą serce,
które jak kilkakrotnie powtarzał, wciąż bije na Old Trafford. Widać jego zaangażowanie i
chęć pomocy klubowi, a efekty jego pracy przeszły najśmielsze oczekiwania. Na 12
meczów, wygrał 10 a 1 zremisował. Jak na razie jedynym wypadkiem przy bardzo dobrej
pracy był ostatni mecz Champions League z Paris Saint-Germain. Gdyby się jednak szerzej
nad tym zastanowić, jakkolwiek to nie zabrzmi - odpadnięcie z tych rozgrywek nie byłoby dla
klubu takie złe. Jak na razie nie są głównymi faworytami do zdobycia pucharu a dzięki temu
mogliby się bardziej skupić na rozgrywkach Premier League, gdzie trwa zażarta walka z
Tottenhamem, Arsenalem i Chelsea o miejsce premiowane grą w pucharach. Nastąpiły też
sukcesy indywidualne - Paul Pogba wreszcie wyszedł z szatni, gdzie musiał przesiedzieć
pierwsze miesiące sezonu. U boku Solskjaera zdobył bowiem już 10 bramek! Nowe życie
tchnęło także w Martiala, Lingarda czy Rashforda.
I tutaj wniosek wysuwa się sam. Tymczasowi trenerzy bez tytułów na koncie, dużego
doświadczenia czy zanadto znanego nazwiska osiągają lepsze wyniki od tych, którzy to
wszystko już mają. Wydaje się jednak, że Santiago Solari i Ole Gunnar Solskjer mają coś
znacznie ważniejszego. Cel aby doprowadzić właśnie ten klub do wielkich rzeczy. Nie
obojętnie który klub, ale właśnie ten w którym tyle lat grali, trenowali ich rezerwy i się
poświęcali. To połączone z determinacją, umiejętnościami i wiedzą może dać dużo lepsze
efekty od spodziewanych a i sprawić, że z tymczasowych trenerów staną się prawdziwymi
legendami klubów. Tak jak sir Alex Ferguson i Zinedine Zidane. Dlatego wydaje się, że
ogromnym błędem będzie ich zastąpienie.