Opublikowane na Radio Egida (https://egida.us.edu.pl/)

Rola i status krzyku

Relacja z Ars Cameralis, Uszy duszy 4 - duetu: Karolina Broda i Laura Janoszek
   Ars Cameralis już po raz dwudziesty ósmy ociepla listopad na Górnym Śląsku. Jeśli chodzi o Uszy duszy, jest to czwarta edycja. Przynajmniej, jeśli liczyć te uchwytne. Lata wcześniej Uszy duszy funkcjonowały w ramówce radia Katowice czy radia eM, co pewnie pamiętają starsi mieszkańcy miasta. Prowadził je Tadeusz Sławek i była to w dużej mierze audycja muzyczna. Dziś współprowadzona z Ryszardem Koziołkiem „audycja na żywo” przypomina rozmowę dwóch wybitnych przyjaciół, do której my – widownia –  jesteśmy zaproszeni (co nie zmienia faktu, że oglądając czułam się, jakbym podglądała, a słuchając, jakbym podsłuchiwała). Duet znany z korytarzy dawnego Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego, swobodny dialog w spokojnym tonie (co gryzło się z tematem przewodnim tegorocznego festiwalu – krzykiem) i krótkie wstawki z rockową muzyką. Czy już żałujecie, że was nie było?

 
   Krzyczymy, bo nie możemy czegoś powiedzieć czy dlatego, że nasza mowa nie jest dostatecznie dobrze słyszana? Krzyczymy zbiorowo i jednostkowo, wspólnie i osobno, kiedy czujemy się ignorowani, kiedy się nas nie widzi, kiedy domagamy się swego. Krzyk to zjawisko niejednoznaczne. Bo można krzyczeć na wielu płaszczyznach własnego ja, na wielu płaszczyznach rzeczywistości jednocześnie. Można krzyczeć, tworząc konotację pejoratywną, a można krzyczeć w pozytywnych kontekstach. Krzyk jest dobry, krzyk jest zły. Krzyk jest niezaprzeczalnie przejawem ludzkiej cielesności, konstytuowaniem własnego jestestwa poprzez kościsto-mięsistą materię. Oto jestem, więc mogę coś wykrzyczeć. Krzyczymy, kiedy mowa nie wystarcza albo kiedy mowy już nikt nie słucha. Bo czym innym jest krzyk jak nie błagalnym proszeniem o wysłuchanie? Człowiek rodzi się krzycząc. Człowiek rodzi się i chce być wysłuchany. Można więc krzyk kojarzyć przede wszystkim ze zwierzęcym pierwiastkiem ludzkiej egzystencji, z najbardziej prymitywną formą ekspresji. Krzyk jest przecież nieokiełznany, szaleńczy, maniakalny i pełen afektu. Krzyczeć można z rozkoszy i z bólu. Krzyczeć można także z niemocy, a niemoc to niekontrolowana eksplozja człowieczego wnętrza. Kiedy już nic nie da się zrobić, pozostaje krzyczeć w nadziei, że ktoś nas usłyszy. Taki krzyk wyzwalany z samych czeluści ludzkiej duszy, odnajdywany w zakamarkach duchowego bytu implikuje powstawanie sztuki.
 
   Zabawa w imitowanie radia trwa, publika sprawia wrażenie szczęśliwej. Mimo początkowej intymności, na którą wskazywał charakter spotkania i której sprzyjał klimat kinoteatru Rialto, czuję się zaproszona do tego hermetycznego grona. Ostatecznie słucham z umiarkowanym skrępowaniem, pomaga mi pół litra piwa w plastiku. Szybko okazuje się, że krzyk to problem wielowarstwowy i może nie sposób omówić go w całości, zwłaszcza w luźnej, toczącej się w dużej mierze przez skojarzenia i wolne myśli, dyskusji, przerywanej muzyką rockową i szybkimi łykami wody z kryształowych szklanek. Bez wodzianki, bo to nie ten typ programu, wnioski wciskają się gdzieś głębiej. O tym dlaczego bez wstydu krzyczymy na zwierzęta myślałam przez większość wieczoru. Nie mogłam jednak pozbyć się wrażenia, a co za tym szło –  rosnącej frustracji, że rozmowa zapętlała się dookoła jednej strony zagadnienia, całkowicie pomijając inną, dla mnie istotną kwestię, wiążącą krzyk z emocjonalnością. W tym dobrym sensie.

 
   „Sztuka to zbiór krzyków i przemów” powiedziano w czasie spotkania. Podstawą wykrzyczanego manifestu jest więc niemoc i bezsilność, poczucie konfrontacji z ludzką granicą, dojścia do punktu końcowego własnej reakcji na rzeczywistość. Wtedy krzyk staje się dla nas ostatecznością. Czy nie to miał na myśli Munch, malując „Krzyk”? Choć na munchowskim obrazie nikt nie krzyczy, a jedynie otwiera usta ze względu na własną bezsilność w obliczu bólu egzystencjalnego, potężnego Angst, to wciąż obcuje się z obszarem niezrozumienia i społecznej próżni. To ekspresyjne dzieło malarza było przełomowe, mocne i niespodziewane.

   Krzyk jest istotny na polu artystycznym i społeczno-politycznym. Czasem myśląc o dzisiejszej sytuacji globalnej, ale także lokalnej zamiast „oddaj swój głos” chciałoby się powiedzieć „oddaj swój krzyk”. Krzyk w przestrzeni publicznej to jawny akt sprzeciwu wobec tego, co postrzegamy jako obce i nieznajome, to bunt przeciw amoralnym wartościom, niezgodnym z naszym credo. Kiedy sztuka jest w stanie zamienić krzyk w rodzaj komunikacji, krzyk realny pozostaje osamotniony, jest introwertyczny. Sztuka stara się go w jakiś sposób oswoić. „W sztuce krzyczy się za nas” mówiono w czasie spotkania. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Nie wiadomo, czy krzyk wyzwoli nas spod jarzma politycznej utopii i egalitarystyczych mrzonek. Wiadomo jednak, że zawsze warto zdobyć się na znak ostatecznej negacji i zacząć wreszcie głośno krzyczeć.


 
    Co jeśli krzyk nie jest naszą słabością, jak sugerowali zgodnie profesorowie, uznając go za coś świadczącego o braku argumentów? Co jeśli krzyk, nawet histeryczny, nie jest przejawem szaleństwa, a właśnie zdrowego rozsądku i pozwolenia sobie na to, żeby odbierać sytuację nie tak, jak dyktuje nam to oswojony, wyuczony rozum, ale jak nakazuje najbliższe nam pierwotnie ciało? A co, jeśli krzyk, dla mnie nieodłącznie związany z kobiecością (wszakże krzyczy nie tylko dziecko po narodzinach, ale także matka przy porodzie) i narzucanym (zwłaszcza) nam - kobietom rozemocjonowaniem, które zwykle interpretowane jest w negatywnym kontekście? Krzyczę – jestem. Jeśli jestem – czuję. Myślę (bo boję się być przekonana), że czasem to właśnie krzyk, a nie wyuczona retoryka, czynią nas prawdziwymi i, na czym niektórym zależy pewnie bardziej, wiarygodnymi.
   Zabrałam płaszcz, wyszłam i chciałam krzyczeć. Z zachwytu, ze smutku.
Adres źródła: https://egida.us.edu.pl/relacja/rola-i-status-krzyku/r8g